Czasem
trzeba obejrzeć się za siebie, by zrozumieć to, co niesie przyszłość.
Yvonne
Woon
- No to teraz już nic
nie rozumiem – mruknął drapiąc się w tył głowy. – No to co teraz? Jeśli tam
wejdę, zdradzę się i Mikoto się wkurwi, jak nic nie zrobię możliwe, że ta
perwertka zginie… - przykucnął na desce oglądając całą sytuację. Musiał
dokładnie przemyśleć, co należy teraz zrobić. Z jednej strony chciał pozostać
posłusznym rozkazom Czerwonego Króla, z drugiej strony nie zabronił mu przecież
tam wejść, ale jeśli to zrobi zdradzi swoją obecność i na pewno nie dopadną
tych morderców i nie zemszczą się, co za tym idzie Yata zdradzi własny klan a
do tego nie mógł dopuścić. Homra to całe
jego życie, a ta blondwłosa dziewczyna nic dla niego nie znaczy. Pomógł jej
tylko raz. To nie zobowiązuje, poza tym skoro przebudziła w nim tak paskudny
sen to nawet nie powinien się do niej zbliżać. Bóg wie jak mogłoby się skończyć
ich następne spotkanie. Wziął głęboki
oddech unosząc głowę do góry. Policzył spokojnie do dziesięciu, starając się
całkowicie wytrzeźwieć. Właśnie decydował o ludzkim życiu.
Jeżeli ją zostawi
zginie. Skoro już raz do tego nie dopuścił, dlaczego teraz miałby tego nie
zrobić? Posprzątała mu w domu, kiedy on ot tak ją tam zamknął, bo pobiegł do
swoich przyjaciół. Doprowadziła jego dom do porządku, zrobiła coś czego on nie
był w stanie dokonać odkąd zaczął mieszkać sam. Szczerze mówiąc, wiele razy
chciał doprowadzić jakoś swoje małe mieszkanie do stanu w jakim było przed
kupnem, ale zwyczajnie się do tego nie nadawał a brud rósł. Co powinien zrobić?
- Skup się… - mruknął
wracając wzrokiem do szyby, przez którą mógł zobaczyć co się dzieje na
dole. Mitogari cała zalana krwią,
wyginała się w dość dziwaczny sposób. Miała szeroko otwarte usta i oczy.
Wyglądała jakby krzyczała. Czarna postać dotykała jej brzucha, który wyglądał na rozcięty w pół – Przecież to nie ma sensu – przybliżył twarz
do okna, chcąc dokładnie zbadać całe zajście. Może nic z tego nie zrozumie, bo
jest patentowanym idiotą, ale podobno to idioci podejmują najszlachetniejsze
decyzje. Zacisnął dłoń w pięść oglądając
wszystko z góry. Naprawdę nie chciał tego oglądać. Może i nie lubił przebywać w towarzystwie
kobiet, ale szczerze nienawidził, kiedy ktoś sprawiał, że robiły się smutne,
nie wspominając już o sytuacji, którą miał ‘’przyjemność’’ oglądać. To było coś
co po prostu musiał zrobić. Honor nie pozwalał mu postąpić inaczej. Każdy postąpiłby tak jak on. Przymknął oczy,
wstając na równe nogi. Sięgnął za swoje
plecy i zaklął. Znowu zapomniał zabrać ze sobą broni. Po raz kolejny jest zdany
tylko na własne pięści i deskorolkę. Trudno. Nie raz dawał sobie radę bez
problemu w taki sposób, więc teraz też da radę, poza tym na pewno da radę
podwędzić coś, gdy już wbije się do środka, czyli nie powinno być znowu aż tak
źle. Odjechał na drugi koniec dachu, by potem rozpędzić się prosto w stronę
okna. Gdy znajdował się już jakiś metr przed nim, wytworzył ognistą kulę, którą
zniszczył szybę. Wskoczył do środka powodując głośny huk. Złapał się jedną rękę stalowego rusztowania,
drugą deskorolkę. Podciągnął się i
wszedł na stalowe pręty. Gdy tylko spojrzał przed siebie jego oczom ukazał się
zamaskowany mężczyzna, który chwilę temu dręczył Rei. Nie czekając na jego ruch, Misaki podpalił
własne ciało, rzucając deskorolkę w stronę blondynki. Podczas walki na
rusztowaniu i tak by mu się nie przydała.
~
* ~
Starała się wytrzymać
wszystkie jego chore pomysły. Było jej ciężko, to prawda, czasami nawet
zwyczajnie prosiła w duchu, aby ją zabił. Tak często tłumaczyła innym, że ból
fizyczny nie jest czymś wielkim, że na świecie jest tak wiele osób, które
codziennie walczą o życie a my tutaj narzekamy, mieszkając w najlepiej
rozwiniętym państwie na świecie. A teraz tak łatwo rezygnowała? Była głupia.
Nie mogła się teraz poddać. Musiała myśleć trzeźwo.
Nie porwali jej bez
powodu. Zapewne chcieli okupu od jej ojca, pytanie tylko czego dokładnie
chcieli i w jakim celu. Jeśli chodziło tylko o pieniądze miała nadzieję, że
ojciec nie będzie zbyt skąpy. Chciałaby wrócić do domu jak najszybciej i o
wszystkim zapomnieć. Jeżeli jednak zależało im na broni jaką jej rodzic
projektuje, to raczej wolałaby zginąć. Co prawda nie wiedziała dokładnie jaką
dokładnie broń produkują w Mitogari Company, było to działalność tajna, o
której wiedział tylko Złoty Klan i ważniejsi generałowie Japonii. Stąd też
podejrzewała, iż nie jest to nic co mogłoby dostać się w niepowołane ręce.
Pomyślała sobie, że gdyby w jakiś niewyjaśniony sposób ten rudy ‘’brudas’’, jak
go ochrzciła tuż po ich pierwszym spotkaniu, tutaj był na pewno jakoś by jej
pomógł, tym samym być może ratując Japonię przed katastrofą.
Właśnie w tym momencie
usłyszała dźwięk pękającego szkła, co w jej mniemaniu graniczyło z cudem,
biorąc pod uwagę głośność z jaką krzyczała, doprowadzając do rozkosznego obłędu
straina, który nie wiedzieć czemu ukochał sobie kaleczenie innych. Spojrzała w stronę spadającego szkła krzywiąc
się z bólu. Każdy jej mięsień bolał tak jakby ktoś ciągle go rozrywał. Po
części to prawda, jej ciało najpierw było rozpruwane a potem z powrotem
zaszywane, co na dobrą sprawę powodowało jeszcze większy ból, który ciągle się
kumulował.
- Mi..Misaki Yata? –
wyszeptała cicho, uśmiechając się delikatnie na widok niskiego chłopaka,
wskakującego na rusztowanie. Nie wierzyła własnym oczom. W tym momencie myślała, że Yatagarasu jest
jej aniołem stróżem. Nie dość, że pojawił się kiedy tylko o nim pomyślała, to
jeszcze odciągnął od niej szalonego porywacza. Jej oczy zaszkliły się a po
policzku poleciała jedna szczęśliwa łza. Z trudem podniosła się na nogi i
spojrzała w stronę walczących mężczyzn. Odskoczyła w bok, aby nie dostać
deskorolką, która leciała z zawrotną prędkością w jej stronę. Wpadła na ścianę,
co spowodowało kolejną falę bólu.
Przymknęła oczy cicho sycząc. Ah ta jej niezdarność! Ponownie uniosła swój wzrok na rusztowania
obserwując dokładnie ich walkę. Nie miała pojęcia co innego mogłaby zrobić w
tym momencie.
~
* ~
Rudzielec odskoczył w
prawo, robiąc salto do tyłu. Złapał dłońmi stalowy pręt znajdujący się nad nim
i z całej siły kopnął w splot słoneczny zamaskowanego mężczyznę. Ciężko było mu się skupić przez alkohol jaki
nadal krążył w jego żyłach, na dodatek walka z kimś uzbrojonym bez własnej
broni nie należała do najłatwiejszych, tym bardziej jeśli umiejętności obojga
były na wyrównanym poziomie. Yata
podciągnął się unikając sztyletu, który właśnie leciał w jego stronę. Stanął na
wyższym poziomie, niż jego przeciwnik i posłał w jego stronę dwa ogniste pasma.
Strain odskoczył do tyłu, lądując na niższym poziomie dzięki czemu udało mu się
uniknąć ognia. Misaki skrzywił się na ten widok. W ten sposób do niczego nie
dojdą. Mogą bić się jeszcze dobrą godzinę, aż Mikoto się zdenerwuje i pojawi
nie wiadomo skąd spopielając
zamaskowanego, z kolei rudzielcowi składając tęgi "wpierdol" za
niewykonanie zadania. Musi skończyć to jak najszybciej, w międzyczasie
wymyślając dobrą wymówkę dla Suoh , aby nie zdenerwował się na niego, za
bardzo. Wziął głęboki wdech. Co teraz? Musi go jak najszybciej pokonać. Pytanie
tylko jak? Odskoczył w bok omijając kolejny sztylet wycelowany prosto w jego
głowę. No właśnie! Sztylet! Dzięki temu będzie mógł zadać mu jakieś
poważniejsze obrażenia w szybkim czasie! Wstał na równe nogi z prowokacyjnym
uśmiechem.
- Ej! Debilu,
trafiłbyś mnie w końcu! – zaśmiał się
uginając delikatnie kolana szykując się do skoku. Usłyszał cichy śmiech. Czyli
za moment. Trzy ostrza poleciały w jego stronę, nie dając mu szansy na odskok.
Na szczęście Misaki nawet nie chciał tego robić. Szybko się wyprostował, kopiąc
w sztylet z półobrotu, co zakłóciło lot ostrza. Złapał broń w rękę i zaśmiał
się krótko, podrzucając broń do góry. Złapał
za jej rękojeść przeskakując szybko przez kolejne pręty, omijając w tym czasie
lecące w jego stronę ‘’sreberka’’. Był najszybszym członkiem Straszliwego
Płomienia, kiedy był w ruchu złapanie go graniczyło z cudem. Po kilku sekundach znalazł się obok porywacza
Mitogari i przebił jego bok .
- I jak Ci się podoba?
– zapytał gwałtownie poruszając ostrzem. – Widziałem co jej robiłeś, więc
musisz lubić takie rzeczy. No dalej! Mów, jakie to uczucie! – krzyknął, po czym
zepchnął go z rusztowania. Spojrzał w
stronę blondynki i uśmiechnął się sam do siebie. Chyba jakoś to przeżyła. Zeskoczył z prętów i podszedł do niej, czując
jak z każdym krokiem jego pewność siebie maleje, ustępując miejsca strachowi
przed kobietą. Kiedy był już jakieś dwa
metry przed nią momentalnie się zatrzymał przełykając głośno ślinę. Jej ubranie
znowu było podarte, przez co po raz kolejny musiał oglądać jej walory. Za jakie
grzechy?! Odwiązał czerwoną bluzę, z którą nigdy się nie rozstawał, by
następnie rzucić ją dziewczynie. Podrapał się w tył głowy natychmiast
odwracając od niej wzrok.
- Za… Załóż to na siebie – mruknął rozglądając się
po magazynie. Nie zauważył niczego
specjalnego. Stare pudła poukładane jed
no na drugim, rusztowania po dwóch przeciwnych stronach budynku i zamaskowany
mężczyzna leżący w kałuży krwi. Wrócił wzrokiem do Rei. Odetchnął z ulgą,
widząc, że jej ciało jest zasłonięte
bluzą. Sięgała jej praktycznie do połowy ud, więc nie musiał martwić
się, iż przypadkiem zobaczy to czego nie powinien. Dzięki temu poczuł się nieco
swobodniej. Nagle go olśniło! Skoro jest
tutaj od, zapewne dłuższego czasu (na co wskazywała zakrzepnięta krew na jej
ciele oraz spora kałuża w miejscu, na którym aktualnie stała), musiała pewnie
coś wiedzie o tych ludziach. Może nawet powie mu, że to nie jest ich prawdziwa
kryjówka, dzięki czemu upiecze dwie pieczenie na jednym ogniu: uratuje biedną
dziewicę i nie dostanie w łeb od Króla! Uśmiechnął się na samą myśl o takim
obrocie akcji.
- Wiesz może, czy to
jest ich główna baza? – zapytał niepewnie spoglądając na blondynkę. Spojrzał na
jej twarz, po czym natychmiastowo się zarumienił. Wyglądała tak spokojnie i
niewinnie pomimo całej niezręczności jaka ich otaczała. Musiała mieć jakieś
skrzywienie seksualne! Na pewno. Gdy tylko już dowie się wszystkiego zostawi ją
w spokoju i odda spokojnemu, moralnemu trybowi życia bez zboczonej kobiety!
- Wątpię żeby nią była
– zaczęła spokojnie kierując wzrok na własne stopy. – Tamten – wskazała palcem
na miejsce, w którym powinien znajdować się strain. Została po nim jedynie
szkarłatna kałuża. Oboje krzyknęli w jednym momencie z zaskoczenia. Misaki nie
czekając na kolejne słowa dziewczyny podbiegł po swoją deskorolkę, wskoczył na
nią i objechał cały budynek dookoła oświetlając sobie drogę płonącą kulą, którą
stworzył w międzyczasie. Po kilku
chwilach znalazł się pod oknem, które sam rozbił w niedalekiej przeszłości.
Znajdowała się dokładnie pod miejscem, w którym powinien leżeć pokonany
Odszczepieniec, czyli tamtędy udało mu się jakoś uciec. Tylko jak?
- Niech to szlag! –
krzyknął wymierzając pięknego prawego sierpowego w powietrze. Zneutralizował
płomień, który do tej pory mu towarzyszył, wracając wzrokiem do Mitogari. Z
takiej odległości widział ją doskonale, więc słyszeć też powinien.
- Możesz dokończyć? To
co mówiłaś wcześniej… - zagaił po raz drugi. Schował ręce do kieszeni a tam
zacisnął je w pięść, chcąc w ten sposób jakoś uspokoić własne ciśnienie, które
wzrastało z każdą sekundą w towarzystwie perwertki.
- Mówiłam, że wątpię w
to – zaczęła powoli krzyżując ręce na piersi. Oparła się o ścianę, jakby stanie
sprawiało jej prawdziwe trudności. –
Zamaskowany mężczyzna ciągle powtarzał coś o jakimś Lwie i – tutaj urwała
odwracając wzrok od chłopaka. – Oni… prawdopodobnie chcą planów mojego ojca i
uznali porwanie dla okopu za najprostszy sposób – dokończyła po chwili
przymykając oczy. Zacisnęła dłonie.
Rudowłosy nie zrozumiał
nic poza tym, iż nie jest to główna baza strainów. Ta informacja sprawiła, że
wyłączył się na późniejsze słowa blondynki. Zaśmiał się w duchu, wyobrażając
sobie jak Suoh go chwali za tak dobrze wykonaną robotę, w tym czasie Izumo
nazywa go naprawdę mądrym człowiekiem, który odkrył coś równie ważnego jak
kolejny pierwiastek chemiczny. Mógłby
nawet zabrać ze sobą Mitogari, aby powiedziała o wszystkim Kusanagiemu, wtedy
na pewno udałby im się znaleźć bazę strainów o wiele szybciej, dzięki czemu
mogliby w końcu pomścić śmierć przyjaciół. Przymknął oczy hamując łzy.
Wspomnienia dzisiejszej nocy będą wywoływać w nim łzy bardzo długo, ale nie może
płakać. Musi być silny, tego nauczył go Mikoto. Musi dać innym swoją siłę, tak
samo jak jego Król. Nie może zostawić go samego z tym problemem. Zrobi
wszystko, aby mu pomóc. Tak jak prawdziwy sługa króla powinien!
- Mi..Mitogari! –
krzyknął wyjmując ręce z kieszeni – Powiesz o wszystkim Czerwonemu Królowi! –
powiedział przyjmując poważny wyraz twarzy. Nagle przestał przejmować się
faktem, że osoba z którą rozmawia jest kobietą. Jakby jakaś tajemnicza moc
nagle odebrała mu wstyd i strach.
- Do..Dobrze – mruknęła
cicho uśmiechając się delikatnie w jego stronę, na co Yata zareagował
najzwyklejszym powrotem do normalności. Zarumienił się odskakując do tyłu.
Wziął głęboki wdech i przymknął oczy. Policzył spokojnie do dziesięciu. Wolnym
krokiem podszedł do Rei i uważnie jej się przyjrzał, przyprawiając się tym
samym o jeszcze dorodniejsze rumieńce niż przed chwilą.
- Nie dasz rady sama
tam dojść – skwitował widząc wszystkie czerwone ślady na jej ciele- Masz pełno
siniaków, ale nie widzę żebyś miała jakieś poważniejsze rany. Jak to możliwe,
przecież ja…
- To jego moc – nie
dała mu dokończyć – Za każdym razem, kiedy mnie okaleczył dotykał świeżej rany
i zasklepiał ją powodując jeszcze większy ból a teraz… faktycznie wszystko mnie
boli, ale dam sobie radę – zakomunikowała uśmiechając się przy tym. Była mu wdzięczna za ratunek, nie chciała
przysparzać kolejnych problemów. Chłopak pokręcił głową i przełknął ślinę. To
co zaraz zrobi jest nienormalne i nie etyczne, ale musi to zrobić! Inaczej
wszystko może pójść nie tak. Tylko najpierw musi zebrać całą swoją odwagę.
Wziął głęboki wdech.
- Nie pierdol – Misaki
wziął ją na ręce, ignorując wszystkie protesty. Jeśli to co mówi jest prawdą,
tylko by go spowalniała, na co nie miał najmniejszej ochoty. Jedyne czego teraz
chciał to znaleźć się jak najszybciej w Homrze. A skoro ta perwertka jest mu
teraz potrzebna to albo dotrzyma mu kroku, co w tym momencie jest niemożliwe,
albo będzie grzecznie się go słuchać, dzięki czemu jak najszybciej się
rozstaną.