Love sucks: Chapter 5.

Czasem trzeba obejrzeć się za siebie, by zrozumieć to, co niesie przyszłość.
Yvonne Woon



- No to teraz już nic nie rozumiem – mruknął drapiąc się w tył głowy. – No to co teraz? Jeśli tam wejdę, zdradzę się i Mikoto się wkurwi, jak nic nie zrobię możliwe, że ta perwertka zginie… - przykucnął na desce oglądając całą sytuację. Musiał dokładnie przemyśleć, co należy teraz zrobić. Z jednej strony chciał pozostać posłusznym rozkazom Czerwonego Króla, z drugiej strony nie zabronił mu przecież tam wejść, ale jeśli to zrobi zdradzi swoją obecność i na pewno nie dopadną tych morderców i nie zemszczą się, co za tym idzie Yata zdradzi własny klan a do tego nie mógł dopuścić.  Homra to całe jego życie, a ta blondwłosa dziewczyna nic dla niego nie znaczy. Pomógł jej tylko raz. To nie zobowiązuje, poza tym skoro przebudziła w nim tak paskudny sen to nawet nie powinien się do niej zbliżać. Bóg wie jak mogłoby się skończyć ich następne spotkanie.  Wziął głęboki oddech unosząc głowę do góry. Policzył spokojnie do dziesięciu, starając się całkowicie wytrzeźwieć. Właśnie decydował o ludzkim życiu.
Jeżeli ją zostawi zginie. Skoro już raz do tego nie dopuścił, dlaczego teraz miałby tego nie zrobić? Posprzątała mu w domu, kiedy on ot tak ją tam zamknął, bo pobiegł do swoich przyjaciół. Doprowadziła jego dom do porządku, zrobiła coś czego on nie był w stanie dokonać odkąd zaczął mieszkać sam. Szczerze mówiąc, wiele razy chciał doprowadzić jakoś swoje małe mieszkanie do stanu w jakim było przed kupnem, ale zwyczajnie się do tego nie nadawał a brud rósł.  Co powinien zrobić?
- Skup się… - mruknął wracając wzrokiem do szyby, przez którą mógł zobaczyć co się dzieje na dole.  Mitogari cała zalana krwią, wyginała się w dość dziwaczny sposób. Miała szeroko otwarte usta i oczy. Wyglądała jakby krzyczała. Czarna postać dotykała jej brzucha, który  wyglądał na rozcięty w pół  – Przecież to nie ma sensu – przybliżył twarz do okna, chcąc dokładnie zbadać całe zajście. Może nic z tego nie zrozumie, bo jest patentowanym idiotą, ale podobno to idioci podejmują najszlachetniejsze decyzje.  Zacisnął dłoń w pięść oglądając wszystko z góry. Naprawdę nie chciał tego oglądać.  Może i nie lubił przebywać w towarzystwie kobiet, ale szczerze nienawidził, kiedy ktoś sprawiał, że robiły się smutne, nie wspominając już o sytuacji, którą miał ‘’przyjemność’’ oglądać. To było coś co po prostu musiał zrobić. Honor nie pozwalał mu postąpić inaczej.  Każdy postąpiłby tak jak on. Przymknął oczy, wstając na równe nogi.  Sięgnął za swoje plecy i zaklął. Znowu zapomniał zabrać ze sobą broni. Po raz kolejny jest zdany tylko na własne pięści i deskorolkę. Trudno. Nie raz dawał sobie radę bez problemu w taki sposób, więc teraz też da radę, poza tym na pewno da radę podwędzić coś, gdy już wbije się do środka, czyli nie powinno być znowu aż tak źle. Odjechał na drugi koniec dachu, by potem rozpędzić się prosto w stronę okna. Gdy znajdował się już jakiś metr przed nim, wytworzył ognistą kulę, którą zniszczył szybę. Wskoczył do środka powodując głośny huk.  Złapał się jedną rękę stalowego rusztowania, drugą deskorolkę.  Podciągnął się i wszedł na stalowe pręty. Gdy tylko spojrzał przed siebie jego oczom ukazał się zamaskowany mężczyzna, który chwilę temu dręczył Rei.  Nie czekając na jego ruch, Misaki podpalił własne ciało, rzucając deskorolkę w stronę blondynki. Podczas walki na rusztowaniu i tak by mu się nie przydała.

~ * ~

Starała się wytrzymać wszystkie jego chore pomysły. Było jej ciężko, to prawda, czasami nawet zwyczajnie prosiła w duchu, aby ją zabił. Tak często tłumaczyła innym, że ból fizyczny nie jest czymś wielkim, że na świecie jest tak wiele osób, które codziennie walczą o życie a my tutaj narzekamy, mieszkając w najlepiej rozwiniętym państwie na świecie. A teraz tak łatwo rezygnowała? Była głupia. Nie mogła się teraz poddać. Musiała myśleć trzeźwo.
Nie porwali jej bez powodu. Zapewne chcieli okupu od jej ojca, pytanie tylko czego dokładnie chcieli i w jakim celu. Jeśli chodziło tylko o pieniądze miała nadzieję, że ojciec nie będzie zbyt skąpy. Chciałaby wrócić do domu jak najszybciej i o wszystkim zapomnieć. Jeżeli jednak zależało im na broni jaką jej rodzic projektuje, to raczej wolałaby zginąć. Co prawda nie wiedziała dokładnie jaką dokładnie broń produkują w Mitogari Company, było to działalność tajna, o której wiedział tylko Złoty Klan i ważniejsi generałowie Japonii. Stąd też podejrzewała, iż nie jest to nic co mogłoby dostać się w niepowołane ręce. Pomyślała sobie, że gdyby w jakiś niewyjaśniony sposób ten rudy ‘’brudas’’, jak go ochrzciła tuż po ich pierwszym spotkaniu, tutaj był na pewno jakoś by jej pomógł, tym samym być może ratując Japonię przed katastrofą.
Właśnie w tym momencie usłyszała dźwięk pękającego szkła, co w jej mniemaniu graniczyło z cudem, biorąc pod uwagę głośność z jaką krzyczała, doprowadzając do rozkosznego obłędu straina, który nie wiedzieć czemu ukochał sobie kaleczenie innych.  Spojrzała w stronę spadającego szkła krzywiąc się z bólu. Każdy jej mięsień bolał tak jakby ktoś ciągle go rozrywał. Po części to prawda, jej ciało najpierw było rozpruwane a potem z powrotem zaszywane, co na dobrą sprawę powodowało jeszcze większy ból, który ciągle się kumulował.
- Mi..Misaki Yata? – wyszeptała cicho, uśmiechając się delikatnie na widok niskiego chłopaka, wskakującego na rusztowanie. Nie wierzyła własnym oczom.  W tym momencie myślała, że Yatagarasu jest jej aniołem stróżem. Nie dość, że pojawił się kiedy tylko o nim pomyślała, to jeszcze odciągnął od niej szalonego porywacza. Jej oczy zaszkliły się a po policzku poleciała jedna szczęśliwa łza. Z trudem podniosła się na nogi i spojrzała w stronę walczących mężczyzn. Odskoczyła w bok, aby nie dostać deskorolką, która leciała z zawrotną prędkością w jej stronę. Wpadła na ścianę, co spowodowało kolejną falę bólu.  Przymknęła oczy cicho sycząc. Ah ta jej niezdarność!  Ponownie uniosła swój wzrok na rusztowania obserwując dokładnie ich walkę. Nie miała pojęcia co innego mogłaby zrobić w tym momencie.

~ *  ~

Rudzielec odskoczył w prawo, robiąc salto do tyłu. Złapał dłońmi stalowy pręt znajdujący się nad nim i z całej siły kopnął w splot słoneczny zamaskowanego mężczyznę.  Ciężko było mu się skupić przez alkohol jaki nadal krążył w jego żyłach, na dodatek walka z kimś uzbrojonym bez własnej broni nie należała do najłatwiejszych, tym bardziej jeśli umiejętności obojga były na wyrównanym poziomie.  Yata podciągnął się unikając sztyletu, który właśnie leciał w jego stronę. Stanął na wyższym poziomie, niż jego przeciwnik i posłał w jego stronę dwa ogniste pasma. Strain odskoczył do tyłu, lądując na niższym poziomie dzięki czemu udało mu się uniknąć ognia. Misaki skrzywił się na ten widok. W ten sposób do niczego nie dojdą. Mogą bić się jeszcze dobrą godzinę, aż Mikoto się zdenerwuje i pojawi nie wiadomo skąd  spopielając zamaskowanego, z kolei rudzielcowi składając tęgi "wpierdol" za niewykonanie zadania. Musi skończyć to jak najszybciej, w międzyczasie wymyślając dobrą wymówkę dla Suoh , aby nie zdenerwował się na niego, za bardzo. Wziął głęboki wdech. Co teraz? Musi go jak najszybciej pokonać. Pytanie tylko jak? Odskoczył w bok omijając kolejny sztylet wycelowany prosto w jego głowę. No właśnie! Sztylet! Dzięki temu będzie mógł zadać mu jakieś poważniejsze obrażenia w szybkim czasie! Wstał na równe nogi z prowokacyjnym uśmiechem.
- Ej! Debilu, trafiłbyś  mnie w końcu! – zaśmiał się uginając delikatnie kolana szykując się do skoku. Usłyszał cichy śmiech. Czyli za moment. Trzy ostrza poleciały w jego stronę, nie dając mu szansy na odskok. Na szczęście Misaki nawet nie chciał tego robić. Szybko się wyprostował, kopiąc w sztylet z półobrotu, co zakłóciło lot ostrza. Złapał broń w rękę i zaśmiał się krótko, podrzucając broń do góry.  Złapał za jej rękojeść przeskakując szybko przez kolejne pręty, omijając w tym czasie lecące w jego stronę ‘’sreberka’’. Był najszybszym członkiem Straszliwego Płomienia, kiedy był w ruchu złapanie go graniczyło z cudem.  Po kilku sekundach znalazł się obok porywacza Mitogari i przebił jego bok .
- I jak Ci się podoba? – zapytał gwałtownie poruszając ostrzem. – Widziałem co jej robiłeś, więc musisz lubić takie rzeczy. No dalej! Mów, jakie to uczucie! – krzyknął, po czym zepchnął go z rusztowania.  Spojrzał w stronę blondynki i uśmiechnął się sam do siebie.  Chyba jakoś to przeżyła.  Zeskoczył z prętów i podszedł do niej, czując jak z każdym krokiem jego pewność siebie maleje, ustępując miejsca strachowi przed kobietą.  Kiedy był już jakieś dwa metry przed nią momentalnie się zatrzymał przełykając głośno ślinę. Jej ubranie znowu było podarte, przez co po raz kolejny musiał oglądać jej walory. Za jakie grzechy?! Odwiązał czerwoną bluzę, z którą nigdy się nie rozstawał, by następnie rzucić ją dziewczynie. Podrapał się w tył głowy natychmiast odwracając od niej wzrok.
- Za…  Załóż to na siebie – mruknął rozglądając się po magazynie.  Nie zauważył niczego specjalnego.  Stare pudła poukładane jed no na drugim, rusztowania po dwóch przeciwnych stronach budynku i zamaskowany mężczyzna leżący w kałuży krwi. Wrócił wzrokiem do Rei. Odetchnął z ulgą, widząc, że jej ciało jest zasłonięte  bluzą. Sięgała jej praktycznie do połowy ud, więc nie musiał martwić się, iż przypadkiem zobaczy to czego nie powinien. Dzięki temu poczuł się nieco swobodniej.  Nagle go olśniło! Skoro jest tutaj od, zapewne dłuższego czasu (na co wskazywała zakrzepnięta krew na jej ciele oraz spora kałuża w miejscu, na którym aktualnie stała), musiała pewnie coś wiedzie o tych ludziach. Może nawet powie mu, że to nie jest ich prawdziwa kryjówka, dzięki czemu upiecze dwie pieczenie na jednym ogniu: uratuje biedną dziewicę i nie dostanie w łeb od Króla! Uśmiechnął się na samą myśl o takim obrocie akcji.
- Wiesz może, czy to jest ich główna baza? – zapytał niepewnie spoglądając na blondynkę. Spojrzał na jej twarz, po czym natychmiastowo się zarumienił. Wyglądała tak spokojnie i niewinnie pomimo całej niezręczności jaka ich otaczała. Musiała mieć jakieś skrzywienie seksualne! Na pewno. Gdy tylko już dowie się wszystkiego zostawi ją w spokoju i odda spokojnemu, moralnemu trybowi życia bez zboczonej kobiety!
- Wątpię żeby nią była – zaczęła spokojnie kierując wzrok na własne stopy. – Tamten – wskazała palcem na miejsce, w którym powinien znajdować się strain. Została po nim jedynie szkarłatna kałuża. Oboje krzyknęli w jednym momencie z zaskoczenia. Misaki nie czekając na kolejne słowa dziewczyny podbiegł po swoją deskorolkę, wskoczył na nią i objechał cały budynek dookoła oświetlając sobie drogę płonącą kulą, którą stworzył w międzyczasie.  Po kilku chwilach znalazł się pod oknem, które sam rozbił w niedalekiej przeszłości. Znajdowała się dokładnie pod miejscem, w którym powinien leżeć pokonany Odszczepieniec, czyli tamtędy udało mu się jakoś uciec. Tylko jak?
- Niech to szlag! – krzyknął wymierzając pięknego prawego sierpowego w powietrze. Zneutralizował płomień, który do tej pory mu towarzyszył, wracając wzrokiem do Mitogari. Z takiej odległości widział ją doskonale, więc słyszeć też powinien.
- Możesz dokończyć? To co mówiłaś wcześniej… - zagaił po raz drugi. Schował ręce do kieszeni a tam zacisnął je w pięść, chcąc w ten sposób jakoś uspokoić własne ciśnienie, które wzrastało z każdą sekundą w towarzystwie perwertki.
- Mówiłam, że wątpię w to – zaczęła powoli krzyżując ręce na piersi. Oparła się o ścianę, jakby stanie sprawiało jej prawdziwe trudności.  – Zamaskowany mężczyzna ciągle powtarzał coś o jakimś Lwie i – tutaj urwała odwracając wzrok od chłopaka. – Oni… prawdopodobnie chcą planów mojego ojca i uznali porwanie dla okopu za najprostszy sposób – dokończyła po chwili przymykając oczy. Zacisnęła dłonie.
Rudowłosy nie zrozumiał nic poza tym, iż nie jest to główna baza strainów. Ta informacja sprawiła, że wyłączył się na późniejsze słowa blondynki. Zaśmiał się w duchu, wyobrażając sobie jak Suoh go chwali za tak dobrze wykonaną robotę, w tym czasie Izumo nazywa go naprawdę mądrym człowiekiem, który odkrył coś równie ważnego jak kolejny pierwiastek chemiczny.  Mógłby nawet zabrać ze sobą Mitogari, aby powiedziała o wszystkim Kusanagiemu, wtedy na pewno udałby im się znaleźć bazę strainów o wiele szybciej, dzięki czemu mogliby w końcu pomścić śmierć przyjaciół. Przymknął oczy hamując łzy. Wspomnienia dzisiejszej nocy będą wywoływać w nim łzy bardzo długo, ale nie może płakać. Musi być silny, tego nauczył go Mikoto. Musi dać innym swoją siłę, tak samo jak jego Król. Nie może zostawić go samego z tym problemem. Zrobi wszystko, aby mu pomóc. Tak jak prawdziwy sługa króla powinien!
- Mi..Mitogari! – krzyknął wyjmując ręce z kieszeni – Powiesz o wszystkim Czerwonemu Królowi! – powiedział przyjmując poważny wyraz twarzy. Nagle przestał przejmować się faktem, że osoba z którą rozmawia jest kobietą. Jakby jakaś tajemnicza moc nagle odebrała mu wstyd i strach.
- Do..Dobrze – mruknęła cicho uśmiechając się delikatnie w jego stronę, na co Yata zareagował najzwyklejszym powrotem do normalności. Zarumienił się odskakując do tyłu. Wziął głęboki wdech i przymknął oczy. Policzył spokojnie do dziesięciu. Wolnym krokiem podszedł do Rei i uważnie jej się przyjrzał, przyprawiając się tym samym o jeszcze dorodniejsze rumieńce niż przed chwilą.
- Nie dasz rady sama tam dojść – skwitował widząc wszystkie czerwone ślady na jej ciele- Masz pełno siniaków, ale nie widzę żebyś miała jakieś poważniejsze rany. Jak to możliwe, przecież ja…
- To jego moc – nie dała mu dokończyć – Za każdym razem, kiedy mnie okaleczył dotykał świeżej rany i zasklepiał ją powodując jeszcze większy ból a teraz… faktycznie wszystko mnie boli, ale dam sobie radę – zakomunikowała uśmiechając się przy tym.  Była mu wdzięczna za ratunek, nie chciała przysparzać kolejnych problemów. Chłopak pokręcił głową i przełknął ślinę. To co zaraz zrobi jest nienormalne i nie etyczne, ale musi to zrobić! Inaczej wszystko może pójść nie tak. Tylko najpierw musi zebrać całą swoją odwagę. Wziął głęboki wdech.

- Nie pierdol – Misaki wziął ją na ręce, ignorując wszystkie protesty. Jeśli to co mówi jest prawdą, tylko by go spowalniała, na co nie miał najmniejszej ochoty. Jedyne czego teraz chciał to znaleźć się jak najszybciej w Homrze. A skoro ta perwertka jest mu teraz potrzebna to albo dotrzyma mu kroku, co w tym momencie jest niemożliwe, albo będzie grzecznie się go słuchać, dzięki czemu jak najszybciej się rozstaną.

Statystyka

^