Love sucks: Chapter 4.

Pamiętam że jej krew była słodka niczym poranny zmierzch o północy mojego życia
Pers NO.1






- Issuumo! P-Polleej mnie rzesz tu…. – rudowłosy wyciągnął  rękę z pustą szklanką w stronę blondyna. Pomachał mu nią przed nosem wyraźnie akcentując pragnienie kolejnej dawki alkoholu. Kusanagi pokręcił jedynie głową. Wziął szkło do ręki, na co Yata zareagował ogromnym uśmiechem, który momentalnie zszedł mu z twarz, widząc jak szklanka ląduje za barem. Nastolatek szybko wstał, chcąc przeskoczyć przeszkodę w postaci blatu oraz wysokiego blondyna, by  odebrać swoją własność, jednakże Izumo zepchnął go z lady, samemu opierając o nią łokcie.
- Panu już podziękujemy, za dużo wypiłeś a jutro czeka Cię ciężki dzień w pracy Yata-chan! - zakomunikował informator uśmiechając się sarkastycznie w stronę młodszego kolegi. Mikoto odwrócił się w ich stronę. Otworzył usta chcąc coś powiedzieć, gdy nagle drzwi od Homry zostały wysadzone w powietrze.  Stojący kilka metrów przed nimi Taru właśnie został uderzony w tył głowy sporym kawałkiem drewna, które jeszcze dziesięć sekund temu pełniło rolę drzwi. Chłopak upadł na ziemię, wydając z siebie krótki urywany krzyk. Cios był śmiertelny.  Wokół wejścia nadal unosiły się ciemne tumany dymu, które powoli obejmowały coraz większą przestrzeń. Totsuka, który dotychczas grzecznie siedział w kącie skrycie wypijając cały zapas najlepszej whisky, jaką mieli w Homrze właśnie wstał z zaciekawieniem przyglądając się szarym oparom.  Pod wpływem alkoholu nie był w stanie poprawnie interpretować sytuacji. Chłopak był święcie przekonany, że ów dym był spowodowany tym, że nagle wszyscy jego przyjaciele zapalili sobie ziółko.  Z nie małym bananem na twarzy wszedł w opary wyciągając ręce przed siebie.
- Przyjaciele! – krzyknął wesoło przestępując z lewej nogi na prawą.  Był pewny, że traci równowagę, przez zapach marihuany, która w magiczny sposób zaczyna na niego działać, chociaż nawet jej jeszcze nie skosztował. Prawda niestety wyglądała nieco inaczej. Grupka strainów, tworząc  gaz dodała do niego blekota pospolitego, więc nic dziwnego, że chłopak wdychając dym tracił równowagę.  Szkoda, że nie zdawał sobie sprawy z zagrożenia. Nie myślcie jednak, że Tatara tak łatwo umrze. Ten gość potrafi działać na nerwy swoim przyjaciołom na trzeźwo, nie byłby sobą gdyby pijany nie doprowadził do białej gorączki kilku napastników, z których i tak nie zdawał sobie sprawy.  Chcąc dobrać się do nie istniejącego blanta z psychodeliczną substancją  schylił się klękając na kolana. Pomogło mu to ominąć lecący nabój, który był wycelowany prosto w jego serce. Na ironię, przebił się przez ciało innego członka Homry, który bezwładnie opadł tuż pod nogi Mikoto. Czerwonowłosy  już wcześniej zorientował się, że coś jest nie tak, jednak wszystko działo się tak szybko, że zanim wstał miał pod nogami ciało Jina. Zmarszczył brwi podnosząc  martwe ciało towarzysza. Zamknął mu oczy i delikatnie ułożył opierając o ścianę baru. W tym czasie straini zdążyli już całkowicie wedrzeć się do środka.
Wracając do Totsuki, chłopak po tym jak się schylił dostał nagłych zawrotów głowy, spowodowanych oparami dymu.  Upadł na podłogę. Miał cholerne szczęście. Ktoś się widać uwziął na niego, ponieważ rzucił sztyletem w jego stronę. Na nieszczęście Rikio dostał nim w brzuch, był gruby, więc ostrze nie przebiło jego organów wewnętrznych, ale mimo wszystko oberwał, dość mocno.  Wywalił się na podłogę zahaczając rękę o kostkę Misakiego, który mając kompletnie gdzieś wszystkie krzyki i przelatujące obok niego naboje próbował dobrać się do baru z alkoholem.  Wylądował na brzuchu blondyna. Po chwili zaczął się wiercić usiłując wstać.  Ilość alkoholu, która aktualnie się w nim znajdowała wcale nie ułatwiała tego zadania.  W pewnym momencie uderzył dłonią o rękojeść ostrza, które i tak dzięki akrobacjom chłopaka zdążyło głębiej wbić się w ciało Kamamoto. Gruby blonyn krzyknął z bólu plując przy okazji krwią. Yata natychmiast zeskoczył z ciała przyjaciela, jakby odzyskując trzeźwość.
- Księżniczko Mc Donalda… - mruknął tępo przyglądając się zakrwawionemu ubraniu przyjaciela. Spojrzał na wbity nóż, po czym na swoją dłoń, na której znajdowała się krew towarzysza. Oczy rudowłosego się zaszkliły.  Zranił własnego przyjaciela, bo był nietrzeźwy, mało go nie zabił, a dlaczego? Bo za dużo wypił.  Zakrył twarz dłońmi myśląc nad tym co się teraz dzieje, niestety wszystko było spowite gęstą mgłą, nie tylko w barze, ale i w małym móżdżku Yatagarasu. Pamięć nie miała zamiaru się go  słuchać  a racjonalne myślenie działało na poziomie trzylatka. Rozsądek jak na razie po prostu kazał mu siedzieć na dupie i ryczeć.  Uczucie słabości zagościło w nim, rozrywając poczucie własnej wartości. W końcu jak żałosnym trzeba być, żeby doprowadzić siebie do tak beznadziejnego stanu?! Jak można skrzywdzić własnego przyjaciela?!
- Kur..wa… Kur..wa… – szeptał zanosząc się płaczem, gdy nagle poczuł jak coś ciepłego i wilgotnego ląduje na jego plecach. To coś było na tyle ciężkie, że sprawiło, iż rudzielec wylądował twarzą na deskach.
- Go..men – wymamrotał znajomy głos Hiro, chłopaka z którym  Misaki spalił pierwszego blanta w życiu, jeszcze niedawno oboje urządzali sobie wyścigi skejterskie. Aktualnie zapłakany, kurdupel oczywiście wygrywał owe zawody. Yata ostrożnie odwrócił się na plecy, by przyjrzeć się twarzy kolegi.  Teraz łzy leciały swobodnym strumykiem zasłaniając widoczność chłopakowi. Usta jego przyjaciela były całe czerwone, krew ciągle sączyła się z nich wartkim strumykiem, niestety nie miała już gdzie zostawić swojego szkarłatnego śladu, oczy miał zimne i puste, ale czego można spodziewać się po trupie?  Pojedyncze kropelki krwi skapywały na twarz rudego.  Fala ciepłych wspomnień, związanych ze zmarłym już przyjacielem, uderzyła w niego, niczym grom. Opuszczony magazyn, w którym zatrzymali się, kiedy tylko udało im się wyłudzić odrobinę przysłowiowej trawki od Totsuki, dreszcz emocji, kiedy używali własnych dłoni, aby rozpalić skręta, mgliste wspomnienia cyrkowych akrobacji i leniwego śmiechu. Słabo oświetlona ulica przemierzana na deskorolce i śmiech przyjaciele przerywany co jakiś czas wyzwiskami na temat shizuńskiego organu sprawiedliwości. Rumieńce na widok prezentowanego właśnie przez bruneta Świerszczyka i jego atrakcji. Wspólne treningi, spotkania przy tanim piwie, mocnej wódce oraz pierwszej lepszej paczce papierosów. Teraz to stało się tylko przeszłością.  Przekroczyli granicę. Jakim prawem ktoś odbierał jego rodzinie prawo do życia?! A jeśli już to robią, to gdzie jest honor?! Nawet jeżeli znajdują się poza prawem, to jak każda szanująca się mafia, powinni uprzedzić.  Delikatnie zdjął z siebie ciało martwego kompana, spojrzał ostrożnie przed siebie i na tym jego wrażliwość się skończyła. Może nie był w pełni trzeźwi, nadal czuł się lekko a nogi same się pod nim uginały, ale to co wydarzyło się przed chwilą było wystarczającą motywacją do walki. Jego rodzina, najgroźniejsi mieszkańcy Shizune, najlepsi kumple, Homra była w potrzasku. Tatara kaszlał ciężko stojąc za Mikoto. Izumo cofał się spokojnym krokiem za bar, by później za niego wskoczyć i wyjąć z szafki ulubioną paczkę importowanych papierosów. No tak. Palenie zabija, w przypadku Kusanagiego bardzo często. Odpalił szybko papierosa, zaciągnąć się dymem i powtórzył kilkakrotnie czynność, dopóki nie wytworzyła się niewielka kolumna popiołu na pecie. Wtedy wskoczył na blat i strzepał go uśmiechając się przy tym. Odłamki, które spadały zmieniły się w ogromne ogniste kule, które natychmiast ‘’ruszyły’’ na napastników. Z kolei przywódcy Homry zdecydowanie znudziło się już jedynie osłanianie podwładnych, którzy nie byli w stanie sami się bronić. Uniósł rękę do góry, by potem gwałtownie opuścić ją w bok, tym samym wywołując gigantyczny ognisty podmuch, który w mgnieniu oka podpalił wszystkich strainów, którym nie udało się schronić przed karmazynowymi płomieniami Trzeciego Króla. Chociaż z drugiej strony nie można odmówić braku talentu napastnikom. Każdy z nich posiadał wyjątkowy talent, niezwykle przydatny w walce. Szkoda jedynie, że postanowili zaatakować akurat Czerwony Klan.  Dla przykładu jeden z napastników był w stanie przenosić trupy członków Straszliwego Płomienia i się nimi zasłaniać, jeszcze inny teleportował się dokładnie tak jak tamten brunet, który chciał zabawić się z pewną niziutką blondynką, o której pewien dziewiętnastolatek zdążył już zapomnieć. Odwrócił głowę w bok zauważając Yatę, sekundę później znalazł się tuż przed jego nosem usiłując wbić mu tanto w brzuch. Rudzielec był szybszy. Wykonał zręczny obrót nie starając się przy tym nie nastąpić na martwe ciało Hiro ani na jęczącego z bólu Rikio, co jakiś cudem udało mu się, biorąc pod uwagę fakt, że na chwilę stracił równowagę i poleciał w dół. Zamortyzował upadek, podpierając się dłońmi, robiąc przy tym perfekcyjny mostek. Odskoczył do tyłu, kopiąc w szczękę swojego przeciwnika. Gdy tylko wylądował na nogach i złapał równowagę spojrzał przed siebie. Brunet ponownie nacierał na Yatagarasu.  Rudzielec odchylił się do tyłu, zrobił szybki piruet, dzięki czemu znalazł się za plecami gwałciciela. Złapał za tył jego koszulki i popchnął na ścianę, nie zwalniając uścisku, tak aby jego wróg uderzył w nią głową. Następnie podpalił swój łokieć i przywalił mu nim w plecy, sprawiając że ten upadł na ziemię plując krwią. Wyjął mu tanto z ręki i dla pewności, iż ‘’szuja zdechnie’’ odciął mu głowę. Rzucił nią w faceta, który usiłował podejść Kisame od tyłu. Nie udało mu się. Wydał z siebie głośny krzyk, kiedy zobaczył ‘’przedmiot’’ jakim został uderzony w skroń, co zdradziło jego pozycję, przez tę chwile nieuwagi zajął się ogniem, którym potraktowała go jego niedoszła ofiara.  W zasadzie to krzyczał jeszcze długo płonąc a jego krzyk mieszał się z wrzaskami innych uczestników całej tej bitwy.
Misaki może i bez swojej deskorolki nie był aż tak szybki, jednak dzięki ogniowi, którym obdarzył go Suoh, potrafił przyśpieszyć własne ruchy. Wykorzystał tę zdolność, by szybko znaleźć się obok Kusanagiego, aby wyjąć swoją broń, którą trzymał za barem informatora. Chociaż nie do końca sam ją sobie wziął. Blondyn już czekał na niego trzymając w ręku Bo*  należące do rudzielca. Rzucił mu je w tym czasie wysyłając kolejną falę ognistych kul. Mimo, że członkowie Straszliwego Płomienia zareagowali praktycznie natychmiastowo, to alkohol oraz inne związki zmieniające stan człowieka zrobiły swoje.  Nadal pozostawała niewielka część, która naprawdę potrzebowała pomocy. Nie mogli sobie pozwolić na kolejne straty w ludziach, nikt nie chciał tracić rodziny a tym właśnie była Homra. Rodziną. Yata dopiero co przypomniał sobie, iż nadal ma w ręku tanto, którym powinien zostać zabity. Głupi ma szczęście, prawda? Rozgrzał ostrze do czerwoności i stopił a płynny metal znalazł się na mahoniowej podłodze. Kiedy wszystko się skończy Kusanagi zapewne go za to zabije. Szukał tych paneli kilka miesięcy i  gdy tylko udało mu się je znaleźć kupił bez zawahania przepłacając, zresztą nie tylko za panele przepłacił.
- Izumo-san! Musimy ich stąd zabrać! – zakomunikował w tym samym momencie odbijając swoim kijem lecące w ich stronę shurikeny. Niestety stan nietrzeźwości jaki nadal się w nim utrzymywał ciągle przyćmiewał mu umysł. Dwóch shurikenów nie udało mu się odbić, przez co wbiły się w nadgarstek i ramię lewej ręki chłopaka.  Szybko podrzucił kija do góry i wyrwał z siebie ostrza. Krew prysnęła w oczy mężczyzny, który właśnie wyrastał z ziemi. Kiedy starał się wytrzeć oczy z krwi rudowłosego, ten wbił mu oba shurikeny w głowę, łapiąc wolną dłonią swoją broń, którą uderzył we wbite gwiazdki śmierci, przebijając mózg tamtego a ten upadł na twarz tuż pod stopy swojego mordercy.
 Czerwonowłosy miał już serdecznie dość wszystkich tych karaluchów, które bez pozwolenia wtargnęły do jego siedziby, niszcząc przy tym wszystko na czym mu zależy. Oczy mężczyzny zapłonęły szkarłatnym blaskiem, wykonał zręczny ruch rękoma, powodując przy tym potężną falę płomieni, która pochłaniała wszystko na swojej drodze, poza członkami Straszliwego Płomienia i wystroju baru. Ogień wyleciał przez rozwalone drzwi i zniszczył spory kawałek ulicy, tworząc wyrwę na jej środku.  Zewsząd dało słyszeć się krzyki, zapach palonego ciała drażnił nosy każdego członka Homry. Totsuka nie wytrzymał tego zapachu i zwymiotował brudząc ukochaną podłogę informatora. Żeby było zabawniej, jakiś płonący strain nastąpił na to co właśnie zwrócił Tatara i poślizgnął się, jeszcze bardziej szpecąc posadzkę.
- Wy… - zaczął Suoh idąc w stronę drzwi. Schował ręce do kieszeni spodni ubrudzonych krwią. – wszyscy… zdechniecie – dokończył, odwracając się. Złapał za gardło wysokiego mężczyznę, który pojawił się znikąd. Mikoto rzucił nim o ziemię, po czym stanął jedną nogą na jego klatkę piersiową, starając się przy tym zadać mu jak najwięcej bólu. Schylił się delikatnie, aby spojrzeć na twarz mężczyzny i uśmiechnął się do niego, w taki sposób, że tamten aż zaczął się trząść.
- Ty, powiesz swojemu przywódcy co się tutaj stało – zaczął spokojnym tonem, zwiększając nacisk jaki dotąd wywierał na jego tors. Naprawdę musiał się powstrzymywać, żeby teraz nie zmiażdżyć mu płuc.  Choćby chciał nie mógł tego zrobić. Ktoś musiał zaprowadzić ich do siedziby wroga, by potem mogli  wyrównać rachunki.  Dlatego teraz musi się powstrzymać, później odbije sobie wszystko z nawiązką.  Po chwili zabrał z niego nogę, łapiąc dłonią za skórzaną kurkę i wyrzucił prosto na zniszczoną ulicę. – Wypierdalaj stąd! – krzyknął puszczając w jego stronę cienki pas ognia, aby nie ociągał się zbytnio. Następnie odwrócił głowę do tyłu szukając wzrokiem swojego najszybszego człowieka.
 Zaraz po tym jak strainy zaczęły płonąć Misaki ruszył w kierunku Księżniczki McDonalda chcąc w jakikolwiek sposób mu pomóc. Nie miał pojęcia jak, po prostu chciał to zrobić. Ukląkł nad jego ciałem, przetarł oczy wierzchem dłoni, chcąc powstrzymać jakoś łzy, które ponownie zaczęły napływać mu do oczu.
- Yata! – usłyszał szorstki głos swojego przywódcy. Szybko skierował na niego swój wzrok.
- Tak?! – zapytał zaciskając pięści. Miał nadzieję, że Suoh pstryknie w palce i wszystko nagle minie, jak najzwyklejszy sen. Wiedział, iż to niemożliwe, ale Mikoto potrafił czynić cuda, był wspaniałym liderem. Zawsze wiedział co robić, bronił swoich podwładnych, niczym lew swojego stada. Izumo bardzo często mówił mu o tym, że tym właśnie powinien być ich Król. Lwem żyjącym spokojnie na sawannie, z dala od cywilizacji i problemów. Jego jedynym zmartwieniem byłyby hieny, które jak król zwierząt z łatwością odganiał od stada. Yatagarasu nigdy nie rozumiał tych słów. Dla niego czerwonowłosy już był lwem, Panem Homry a zarazem najlepszym jej obrońcą. Wszyscy bez zawahania powierzali mu swoje życie.
- Śledź go! – Trzeci wskazał mu ruchem głowy uciekającego straina.  – Zaprowadzi Cię do ich siedziby, chcę wiedzieć gdzie to jest! – zakomunikował, idąc w jego stronę. Uklęknął przy nieprzytomnym Rikio. W tym czasie rudzielec był już przy wyjściu trzymając swoją deskorolkę w dłoni. Zeskoczył ze schodów, rzucając przed siebie deskę. Wylądował na niej i rozpoczął pościg za mężczyzną. Żeby się nie zdradzić, starał się jechać nieoświetlonymi częściami ulicy, aż stało się to dla niego zbyt uciążliwe, więc skręcił w pierwszy lepszy zaułek, przy którym znajdowały się stalowe schody. Zwinnie wdrapał się po nich na dach, rezygnując na krótki moment z deskorolki, by wrócić do niej na dachu. Miał doskonały wzrok, odkąd wstąpił do Homry. Potrafił dostrzec ludzi, znajdujących się kilkanaście metrów od niego bez problemu, niczym sokół. Straszliwy Płomień dodawał mu siły, sprawił że stał się silny. Przyśpieszył swoją deskorolkę własnym ogniem i w ten sposób ‘’zrównał się’’ ze strainem, obserwując go z góry. Przeskakiwał z dachu na dach, bez najmniejszego problemu, za każdym razem zwiększając pęd swojego pojazdu. W końcu wylądował na dachu opuszczonej fabryki, do której wbiegł tamten. Misaki uśmiechnął się tryumfalnie. Nie przypuszczał, że pościg zakończy się tak szybko i bezproblemowo. Logika nie była jego mocną stroną, ale nawet on dostrzegał, że coś tutaj śmierdzi. Podjechał do szklanego okna, wbudowanego w płaski dach. Swoją drogą nie rozumiał sensu takich okien. Dzięki nim można włamać się do takich miejsc bez problemu, tylko idiota mógł je nadal budować. Najwyraźniej tą fabrykę wybudował idiota, pewnie dlatego ją zamknęli. Ostrożnie zajrzał przez okno, rozglądając się po pomieszczeni, znajdującym się pod nim i zamarł. W kącie dostrzegł niską blondynkę, całą we krwi. Była skuta i  cały czas się kręciła otwierając co chwilę szeroko usta, jakby krzyczała. Nie słyszał, czy aby faktycznie to robiła, był za wysoko, jednak bez tego można było łatwo się domyślić, że cierpi.
- Mitogari? – szepnął przyglądając się całej scenie. Dziewczyna wyglądała identycznie jak ona. Te same długie blond włosy, postura a nawet te wyuzdane kształty, które bezczelnie eksponowała, przez rozdartą bluzkę. Tak, to musiała być ta perwersyjna kobieta! Tylko co ona robiła w opuszczonej fabryce, co ważniejsze dlaczego ktoś ciągle coś w nią wbijał?


- No to teraz już nic nie rozumiem – mruknął drapiąc się w tył głowy. – No to co teraz? Jeśli tam wejdę, zdradzę się i Mikoto się wkurwi, jak nic nie zrobię możliwe, że ta perwertka zginie… - przykucnął na desce oglądając całą sytuację. Musiał dokładnie przemyśleć, co należy teraz zrobić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Statystyka

^