Luce sucks: Chaper 3.

Pragnę poczuć twoją krew na swych wargach, gdy będziesz szeptać moje imię.
CYBER PERS/Pers NO. 1






Serce chłopaka biło jak szalone, krew buzowała a temperatura w jego ciele rosła z każdą sekundą. Nie był w stanie poczuć się komfortowo leżąc na dziewczynie. Cały czas skupiał się na tym, aby jego kolega przypadkiem nie stwardniał, przez co mógłby otrzeć się o kobiecość blondynki. Izumo był naprawdę głupi dając mu takie idiotyczne rady! To wcale nie jest przyjemne. A tak w ogóle to jak można czerpać cholerną przyjemność z molestowania jakiejś kobiety?! (Pewnie teraz zastanawiasz się jakie rady dostał od Izumo i co w ogóle działo się w Homrze, kiedy tego nie opisałam prawda? No cóż… WYJDZIE Z CZASEM! Dop. Aut).  Mimo wszystko uśmiechał się głupkowato zostając w aktualnej pozycji, z całego serca usiłując wywrzeć wrażenie, przede wszystkim na sobie samym, iż wcale go to nie rusza.  Nawet powtarzał sobie w myślach: to mi się podoba, to mi się podoba. W myśl zasady: kłamstwo wypowiedziane tysiąc razy staje się prawdą.  Niestety w obecnym przypadku jakoś się owa zasada nie sprawdzała.  Całe szczęście katusze rudowłosego przerwała blondynka, która widocznie nie mogła dłużej znieść na sobie Yaty, ponieważ ją cała ta sytuacja krępowała równie mocno co jego, na dodatek ona nie dostała żadnych wskazówek od bardziej doświadczonych kolegów, bądź po prostu chłopak okazał się zbyt ciężki, by nadal wytrzymywać na sobie jego ciężar. Gwałtownym ruchem zrzuciła z siebie Misakiego, po czym pospiesznie wstała oraz wybiegła z mieszkania zatrzaskując za sobą drzwi.  Yatagarasu leżał jeszcze przez chwilę analizując dokładnie zaistniałą sytuację.  Aż w końcu, po jakiś dziesięciu minutach zaskoczył. Panna Mitogari opuściła jego mieszkanie z własnej woli, nie ma jej w jego domu, nie musi już się niczego bać ani oglądać roznegliżowanej Rei we własnym gniazdku. Jest wolny. Podniósł się energicznie podpierając z tyłu dłońmi.  Uśmiechnął się szeroko i w teatralny sposób okazał swoją radość. Najpierw krzyknął głośne hurra, unosząc ręce do góry.  Udał się w głąb mieszkania wyjmując z kieszeni białą paczkę papierosów. Była godzina dwunasta przed południem. Na dachu budynku stała pewna zakapturzona postać uważnie przyglądająca się wybiegającej właśnie z bloku mieszkalnego dziewczynie.  Z jego ust wydobyło cichy, krótki śmiech. Przykucnął i przyłożył nadgarstek na ust.
- Ptaszek uciekł z gniazdka – mruknął cicho do zakrytego szarym płaszczem komunikatora.
- Polowanie zaczyna się w nocy, powtarzam, polowanie zaczyna się w nocy – odpowiedział ochrypły głos. 

~*~

Trzydziesty pierwszy października, godzina dwudziesta trzecia czterdzieści jeden. Rei siedziała w nowocześnie urządzonej sypialni swojego mieszkania na szczycie wieżowca Huranagi. Popijała powoli gorącą czekoladę, urzędując wygodnie przed telewizorem. Od kilku godzin starała się odreagować dzisiejsze oraz wczorajsze wydarzenia. Właśnie dlatego już od południa w potocznie nazywanym pudle na okrągło leciały najróżniejsze amerykańskie horrory. Od tych najstraszniejszych, przy których chowała się pod puchaty, beżowy koc, po te zwyczajnie obrzydliwe, przy których każdy z nas miewa odruchy wymiotne, przez umiarkowane, na których czujemy lekki dreszczyk pomieszany z nutą pobudzenia.  Wszystko tylko po to, aby zapomnieć o rudowłosym nastolatku.  Jak na ironię, każdy czarny charakter, w każdym filmie kojarzył się Mitogari właśnie z Yatagarasu. Każdy psychopata, morderca, duch, wilkołak, wampir, zombie, wszyscy kojarzyli się z jedną rudą personą. Dlaczego? Cóż… tylko zboczony, okrutny, zły do szpiku kości, bezmyślny psychopata zabiera nieprzytomną kobietę do swojego domu, po czym świeci przed nią erekcją. Jednakże na przekór wszystkiemu blondynka liczyła, iż w końcu znajdzie horror, który spędzi jej sen z powiek, przy okazji zabierając tego perwersyjnego buca z jej głowy.  Oglądała właśnie Dom woskowych ciał, opatulając się kocem, gdy poczuła na swoim ramieniu dziwne okucie.  Poruszyła nim delikatnie nie spuszczając wzroku z ekranu myśląc, iż jakiś paproch przyczepił się do ukochanego kocyka nastolatki.  Krzyknęła z bólu czując, jak dziwne okucie zmienia się w przeraźliwe uczucie wbijanego w ramię ostrza. Krew prysnęła obficie brudząc kanapę, kocyk oraz policzek dziewczyny. Ona sama osunęła się w przewiną stroną trzęsąc się z przerażenia. Dokładnie w tym samym momencie w ciało chłopaka z filmu zostały wbite strzykawki wypompowujące z niego krew. Na ironię oba krzyki zmieszały się ze sobą, tworząc uroczą melodię strachu pomieszanej z cierpieniem.  Rei dotknęła pulsującego z bólu ramienia. Dłonią wyczuła niewielki nóż motylkowy wbity tuż obok tętnicy. Ale jak?
- Hah, no proszę… czyżby ptaszynka lubiła sadystyczne filmy? – odezwał się zimny, głęboki głos tuż przy uchu dziewczyny. Odwróciła energicznie głowę, dzięki czemu ujrzała zakapturzonego mężczyznę. Pewną ręką wyjął z jej ramienia ostrze, natychmiast przykładając do rany dłoń. Ponownie krzyknęła czując jak jej więzadła zaczynając się szybko zrastać.
- Nie krzycz tak, bo jeszcze mi stanie – mruknął zaciskając dłoń. – Poza tym dzięki temu, nie będziesz miała nawet blizny ptaszyno – dodał lekko się śmiejąc.  Drugą dłoń przyłożył do swojej twarzy i językiem zlizał niewielką ilość krwi z ostrza noża. Mruknął cicho czując słodki smak szkarłatnego płynu na swoim języku.  Mitogari szarpnęła się, tym samym uwalniając z jego uścisku. W mgnieniu oka wstała biegnąc ku drzwiom. Cztery metry od drzwi, trzy, dwa, jede… w tym momencie złapał ją w pasie oraz rzucił z impetem o podłogę.  Odbiła się plecami od niej, plując przy okazji krwią. Nie zdążyła nawet jęknąć z bólu a zakapturzony osobnik usiadł na niej okrakiem przykładając sztylet do policzka, które lekko naciął. Krawędzią ostrza zebrał krew lecącą z rany, uśmiechając się przy tym szyderczo.

- Lew zabronił nam gwałtu na Tobie, jednak  nie wspominał nic o tym, że nie mogę Cię lekko naciąć ptaszyno, ale wiesz… - urwał nagle wbijając ostrze mocniej w twarz swojej ofiary – i tak się nie dowie o tym co się zaraz stanie – dodał odsuwając nóż, by potem przyłożyć go do jej gardła – bo widzisz, jestem strainem  a moją zdolnością jest leczenie innych, na szczęście bolesne – sztylet wbił  się krawędzią w skórę na gardle, po czym strain zaczął ciąć w dół przyglądając się spływającej ciurkiem na podłogę gorącej krwi Rei. Po policzkach dziewczyny zaczęły płynąć łzy. Przechyliła głowę w dół zaciskając powieki z bólu. Krzyczeć nie chciała, nie chciała aby mógł czerpać z jej cierpienia jak największej przyjemności. Nie ma nawet takiej opcji.  Może nawet ją pociąć żywcem, nie krzyknie.
- Aaa! – krzyknęła nagle na całe gardło czując jak ostrze wbija się w jej bok, zataczając w jej wnętrzu okręgi rozrywając jej mięso. A tak bardzo chciała nie krzyczeć.  Tamten zaśmiał się tylko, gwałtownie wyjmując broń z ciała dziewczyny. Dotknął dłonią miejsca gdzie przed chwilą bawił się nożem. Mitogari ledwo zdusiła kolejny okrzyk bólu czując zrastające się mięśnie oraz organy wewnętrzne. Rozwarła usta ciężko dysząc, z jej ust zaczęła lecieć ślina, oczy miała szeroko otwarte wpatrując się w sufit.  Nigdy w życiu nikt jej nie uderzył, nie wiedziała co tak naprawdę znaczy boleć. Dlaczego więc teraz musiała doświadczać takich cierpień? Czyżby zrobiła coś złego? Przecież od zawsze była dobrym człowiekiem.  Po kilku minutach w końcu poczuła chwilową ulgę, by potem zakapturzona postać wbiła się sztyletem w jej kolano, w sam środek kości.  Uniosła tułów do góry krzycząc donośnie a jej twarz napotkała szaleńczy wzrok kata.  Szyderczy śmiech, ciemność, ból, nicość, jasność, ból, ciemność, nicość, jasność… Przez najbliższą godzinę właśnie tak można by opisać wszystko to czego doświadczyła Rei.  Mężczyzna kaleczył ją w najróżniejszych miejscach, wbił się nawet w jajowody, rozcinając je niczym zwykłą kartkę papiery, by potem poddawać blondynkę bolesnemu procesowi sklejania uszkodzonych a raczej rozerwanych części ciała. To normalne, że pod wpływem nieludzkiego bólu jakiego doświadczała, widoku własnej krwi nie wytrzymała i zemdlała.  Kat w końcu zszedł z niej i podniósł, przerzucając sobie przez ramię.
- Twardaś… - mruknął kierując się w stronę pobliskiego okna. – Myślałem, że odpadniesz po pięciu minutach ptaszyno, brawo – dodał otwierając okno.  Wolną ręką wyjął z pasa linę z hakiem. Przyłożył nadgarstek do klamki tym samym uruchamiając nadajnik. Po chwili dało się słyszeć odgłos śmigieł helikoptera, który pojawił się naprzeciwko wieżowca.  Zarzucił linę na podstawę maszyny i zeskoczył zaciskając uścisk na linie.

~*~



Yata usiadł właśnie na kanapie trzymając w ręce szkło do  drinków, w którym znajdowała się czysta, mocna wódka. Jego policzki były już lekko zaczerwienione. Energicznie wypił całą zawartość literatki, po czym niezdarnie odstawił ją na stolik do kawy. Zaśmiał się doniośle wyjmując paczkę papierosów. Wyjął jednego papierosa i odpalił tak jak każdy prawdziwy członek Straszliwego Płomienia. Zaciągnął się przymykając oczy.  Nie trzeba było używać alkomatu by stwierdzić, że Misaki jest już dość mocno wstawiony. Cóż… dwa litr wódki krążącej po organizmie dziewiętnastolatka robiło swoje. Wstał i chwiejnym krokiem podszedł do ukochanego baru Izumo. Usiadł niezdarnie na krześle opierając się dłońmi o blat.
- Issumo.. polewaj! - mruknął uśmiechając się szeroko w jego stronę. Blondyn pokręcił jedynie głową, biorąc do ręki butelkę wódki. Obrócił butelkę w dłoni, po czym polał siedzącemu obok Rinkio.
- Misaki-chan, twój papieros przypala mój święty blat, chyba nie chcesz za to zapłacić hm? - odpowiedział mu po chwili zdejmując okulary, dzięki czemu bez problemu można było dojrzeć mordercze spojrzenie Kusanagiego.
  Kilka metrów za budynkiem grupka mężczyzn stała w kółku nabijając gnaty. Jeden z nich wszedł do środka prowizorycznego koła uśmiechając się delikatnie.

- Czas rozpocząć kolejne polowanie strainy - powiedział unosząc ręce do góry - Pokażmy Królom, że nie są niezniszczalni! - dodał. Była noc, jakieś dwadzieścia minut przed północą, Halloween w Japonii trwało w najlepsze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Statystyka

^