Pragnę poczuć
twoją krew na swych wargach, gdy będziesz szeptać moje imię.
CYBER PERS/Pers
NO. 1
Serce chłopaka biło jak
szalone, krew buzowała a temperatura w jego ciele rosła z każdą sekundą. Nie
był w stanie poczuć się komfortowo leżąc na dziewczynie. Cały czas skupiał się
na tym, aby jego kolega przypadkiem nie stwardniał, przez co mógłby otrzeć się
o kobiecość blondynki. Izumo był naprawdę głupi dając mu takie idiotyczne rady!
To wcale nie jest przyjemne. A tak w ogóle to jak można czerpać cholerną
przyjemność z molestowania jakiejś kobiety?! (Pewnie teraz zastanawiasz się
jakie rady dostał od Izumo i co w ogóle działo się w Homrze, kiedy tego nie
opisałam prawda? No cóż… WYJDZIE Z CZASEM! Dop. Aut). Mimo wszystko uśmiechał się głupkowato
zostając w aktualnej pozycji, z całego serca usiłując wywrzeć wrażenie, przede
wszystkim na sobie samym, iż wcale go to nie rusza. Nawet powtarzał sobie w myślach: to mi się
podoba, to mi się podoba. W myśl zasady: kłamstwo wypowiedziane tysiąc razy
staje się prawdą. Niestety w obecnym
przypadku jakoś się owa zasada nie sprawdzała.
Całe szczęście katusze rudowłosego przerwała blondynka, która widocznie
nie mogła dłużej znieść na sobie Yaty, ponieważ ją cała ta sytuacja krępowała
równie mocno co jego, na dodatek ona nie dostała żadnych wskazówek od bardziej
doświadczonych kolegów, bądź po prostu chłopak okazał się zbyt ciężki, by nadal
wytrzymywać na sobie jego ciężar. Gwałtownym ruchem zrzuciła z siebie
Misakiego, po czym pospiesznie wstała oraz wybiegła z mieszkania zatrzaskując
za sobą drzwi. Yatagarasu leżał jeszcze
przez chwilę analizując dokładnie zaistniałą sytuację. Aż w końcu, po jakiś dziesięciu minutach
zaskoczył. Panna Mitogari opuściła jego mieszkanie z własnej woli, nie ma jej w
jego domu, nie musi już się niczego bać ani oglądać roznegliżowanej Rei we
własnym gniazdku. Jest wolny. Podniósł się energicznie podpierając z tyłu
dłońmi. Uśmiechnął się szeroko i w
teatralny sposób okazał swoją radość. Najpierw krzyknął głośne hurra, unosząc
ręce do góry. Udał się w głąb mieszkania
wyjmując z kieszeni białą paczkę papierosów. Była godzina dwunasta przed południem.
Na dachu budynku stała pewna zakapturzona postać uważnie przyglądająca się
wybiegającej właśnie z bloku mieszkalnego dziewczynie. Z jego ust wydobyło cichy, krótki śmiech.
Przykucnął i przyłożył nadgarstek na ust.
- Ptaszek uciekł z
gniazdka – mruknął cicho do zakrytego szarym płaszczem komunikatora.
- Polowanie zaczyna się
w nocy, powtarzam, polowanie zaczyna się w nocy – odpowiedział ochrypły
głos.
~*~
Trzydziesty pierwszy
października, godzina dwudziesta trzecia czterdzieści jeden. Rei siedziała w
nowocześnie urządzonej sypialni swojego mieszkania na szczycie wieżowca
Huranagi. Popijała powoli gorącą czekoladę, urzędując wygodnie przed
telewizorem. Od kilku godzin starała się odreagować dzisiejsze oraz wczorajsze
wydarzenia. Właśnie dlatego już od południa w potocznie nazywanym pudle na
okrągło leciały najróżniejsze amerykańskie horrory. Od tych najstraszniejszych,
przy których chowała się pod puchaty, beżowy koc, po te zwyczajnie obrzydliwe,
przy których każdy z nas miewa odruchy wymiotne, przez umiarkowane, na których
czujemy lekki dreszczyk pomieszany z nutą pobudzenia. Wszystko tylko po to, aby zapomnieć o
rudowłosym nastolatku. Jak na ironię,
każdy czarny charakter, w każdym filmie kojarzył się Mitogari właśnie z
Yatagarasu. Każdy psychopata, morderca, duch, wilkołak, wampir, zombie, wszyscy
kojarzyli się z jedną rudą personą. Dlaczego? Cóż… tylko zboczony, okrutny, zły
do szpiku kości, bezmyślny psychopata zabiera nieprzytomną kobietę do swojego
domu, po czym świeci przed nią erekcją. Jednakże na przekór wszystkiemu
blondynka liczyła, iż w końcu znajdzie horror, który spędzi jej sen z powiek,
przy okazji zabierając tego perwersyjnego buca z jej głowy. Oglądała właśnie Dom woskowych ciał, opatulając
się kocem, gdy poczuła na swoim ramieniu dziwne okucie. Poruszyła nim delikatnie nie spuszczając
wzroku z ekranu myśląc, iż jakiś paproch przyczepił się do ukochanego kocyka
nastolatki. Krzyknęła z bólu czując, jak
dziwne okucie zmienia się w przeraźliwe uczucie wbijanego w ramię ostrza. Krew
prysnęła obficie brudząc kanapę, kocyk oraz policzek dziewczyny. Ona sama
osunęła się w przewiną stroną trzęsąc się z przerażenia. Dokładnie w tym samym
momencie w ciało chłopaka z filmu zostały wbite strzykawki wypompowujące z
niego krew. Na ironię oba krzyki zmieszały się ze sobą, tworząc uroczą melodię
strachu pomieszanej z cierpieniem. Rei
dotknęła pulsującego z bólu ramienia. Dłonią wyczuła niewielki nóż motylkowy
wbity tuż obok tętnicy. Ale jak?
- Hah, no proszę…
czyżby ptaszynka lubiła sadystyczne filmy? – odezwał się zimny, głęboki głos
tuż przy uchu dziewczyny. Odwróciła energicznie głowę, dzięki czemu ujrzała
zakapturzonego mężczyznę. Pewną ręką wyjął z jej ramienia ostrze, natychmiast
przykładając do rany dłoń. Ponownie krzyknęła czując jak jej więzadła
zaczynając się szybko zrastać.
- Nie krzycz tak, bo
jeszcze mi stanie – mruknął zaciskając dłoń. – Poza tym dzięki temu, nie
będziesz miała nawet blizny ptaszyno – dodał lekko się śmiejąc. Drugą dłoń przyłożył do swojej twarzy i
językiem zlizał niewielką ilość krwi z ostrza noża. Mruknął cicho czując słodki
smak szkarłatnego płynu na swoim języku.
Mitogari szarpnęła się, tym samym uwalniając z jego uścisku. W mgnieniu
oka wstała biegnąc ku drzwiom. Cztery metry od drzwi, trzy, dwa, jede… w tym
momencie złapał ją w pasie oraz rzucił z impetem o podłogę. Odbiła się plecami od niej, plując przy
okazji krwią. Nie zdążyła nawet jęknąć z bólu a zakapturzony osobnik usiadł na
niej okrakiem przykładając sztylet do policzka, które lekko naciął. Krawędzią
ostrza zebrał krew lecącą z rany, uśmiechając się przy tym szyderczo.
- Lew zabronił nam
gwałtu na Tobie, jednak nie wspominał
nic o tym, że nie mogę Cię lekko naciąć ptaszyno, ale wiesz… - urwał nagle
wbijając ostrze mocniej w twarz swojej ofiary – i tak się nie dowie o tym co
się zaraz stanie – dodał odsuwając nóż, by potem przyłożyć go do jej gardła –
bo widzisz, jestem strainem a moją
zdolnością jest leczenie innych, na szczęście bolesne – sztylet wbił się krawędzią w skórę na gardle, po czym strain
zaczął ciąć w dół przyglądając się spływającej ciurkiem na podłogę gorącej krwi
Rei. Po policzkach dziewczyny zaczęły płynąć łzy. Przechyliła głowę w dół
zaciskając powieki z bólu. Krzyczeć nie chciała, nie chciała aby mógł czerpać z
jej cierpienia jak największej przyjemności. Nie ma nawet takiej opcji. Może nawet ją pociąć żywcem, nie krzyknie.
- Aaa! – krzyknęła
nagle na całe gardło czując jak ostrze wbija się w jej bok, zataczając w jej
wnętrzu okręgi rozrywając jej mięso. A tak bardzo chciała nie krzyczeć. Tamten zaśmiał się tylko, gwałtownie wyjmując
broń z ciała dziewczyny. Dotknął dłonią miejsca gdzie przed chwilą bawił się
nożem. Mitogari ledwo zdusiła kolejny okrzyk bólu czując zrastające się mięśnie
oraz organy wewnętrzne. Rozwarła usta ciężko dysząc, z jej ust zaczęła lecieć
ślina, oczy miała szeroko otwarte wpatrując się w sufit. Nigdy w życiu nikt jej nie uderzył, nie
wiedziała co tak naprawdę znaczy boleć. Dlaczego więc teraz musiała doświadczać
takich cierpień? Czyżby zrobiła coś złego? Przecież od zawsze była dobrym
człowiekiem. Po kilku minutach w końcu
poczuła chwilową ulgę, by potem zakapturzona postać wbiła się sztyletem w jej
kolano, w sam środek kości. Uniosła
tułów do góry krzycząc donośnie a jej twarz napotkała szaleńczy wzrok
kata. Szyderczy śmiech, ciemność, ból,
nicość, jasność, ból, ciemność, nicość, jasność… Przez najbliższą godzinę
właśnie tak można by opisać wszystko to czego doświadczyła Rei. Mężczyzna kaleczył ją w najróżniejszych
miejscach, wbił się nawet w jajowody, rozcinając je niczym zwykłą kartkę
papiery, by potem poddawać blondynkę bolesnemu procesowi sklejania uszkodzonych
a raczej rozerwanych części ciała. To normalne, że pod wpływem nieludzkiego
bólu jakiego doświadczała, widoku własnej krwi nie wytrzymała i zemdlała. Kat w końcu zszedł z niej i podniósł,
przerzucając sobie przez ramię.
- Twardaś… - mruknął
kierując się w stronę pobliskiego okna. – Myślałem, że odpadniesz po pięciu
minutach ptaszyno, brawo – dodał otwierając okno. Wolną ręką wyjął z pasa linę z hakiem.
Przyłożył nadgarstek do klamki tym samym uruchamiając nadajnik. Po chwili dało
się słyszeć odgłos śmigieł helikoptera, który pojawił się naprzeciwko
wieżowca. Zarzucił linę na podstawę
maszyny i zeskoczył zaciskając uścisk na linie.
~*~
Yata usiadł właśnie na
kanapie trzymając w ręce szkło do
drinków, w którym znajdowała się czysta, mocna wódka. Jego policzki były
już lekko zaczerwienione. Energicznie wypił całą zawartość literatki, po czym
niezdarnie odstawił ją na stolik do kawy. Zaśmiał się doniośle wyjmując paczkę
papierosów. Wyjął jednego papierosa i odpalił tak jak każdy prawdziwy członek
Straszliwego Płomienia. Zaciągnął się przymykając oczy. Nie trzeba było używać alkomatu by
stwierdzić, że Misaki jest już dość mocno wstawiony. Cóż… dwa litr wódki
krążącej po organizmie dziewiętnastolatka robiło swoje. Wstał i chwiejnym
krokiem podszedł do ukochanego baru Izumo. Usiadł niezdarnie na krześle
opierając się dłońmi o blat.
- Issumo.. polewaj! -
mruknął uśmiechając się szeroko w jego stronę. Blondyn pokręcił jedynie głową,
biorąc do ręki butelkę wódki. Obrócił butelkę w dłoni, po czym polał siedzącemu
obok Rinkio.
- Misaki-chan, twój
papieros przypala mój święty blat, chyba nie chcesz za to zapłacić hm? -
odpowiedział mu po chwili zdejmując okulary, dzięki czemu bez problemu można
było dojrzeć mordercze spojrzenie Kusanagiego.
Kilka metrów za budynkiem grupka mężczyzn
stała w kółku nabijając gnaty. Jeden z nich wszedł do środka prowizorycznego
koła uśmiechając się delikatnie.
- Czas rozpocząć
kolejne polowanie strainy - powiedział unosząc ręce do góry - Pokażmy Królom,
że nie są niezniszczalni! - dodał. Była noc, jakieś dwadzieścia minut przed
północą, Halloween w Japonii trwało w najlepsze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz